Mówiony Kawałek is a song in Polish
Jestem kawałkiem mięsa mam swoje cele i plany
Nie chcę zbyt wiele wystarczy bym nie był źle zrozumiany
Plus kilkanaście gram duszy której więzieniem jest mięso
Tylko ostatnio to jakoś nie myślę o tym zbyt często
A może ona jest jakimś aresztem dla ciała
I może powiem nareszcie gdyby jak puch odleciała
I tak kawałek po kawałku tracę część własnego zdania
Potykam się w tysiącach miejsc upadam na kolana
Staję. Widzę świat inaczej. Znów zaczynam kłamać
Prawie bym się odnalazł lecz nie wiem czy się zgubiłem
To co mnie dzisiaj zabija sprawia że czuję że żyję
Bo jestem chciwym myśliwym który poluje na chwilę
Wilczy apetyt na życie od życia mam wilczy bilet
I taki fetysz że na nie patrzę przez różowe bryle
Jak uwierzyłeś przez chwilę to to by było na tyle było na tyle było na tyle
Czemu dziwisz się że wciąż otacza cię noc (czemu)
Przed świtem idziesz spać a wstajesz gdy zapada zmrok (hej)
Czemu dziwisz się że to co masz trudno docenić (czemu)
Wciąż patrząc pod światło nigdy nie dostrzeżesz cieni (nie)
Polski sen znaleźć pracę na biurku
Żeby cię stać na whiskacze i jakieś parę sztuk pudru
Gdy niebo płacze to gra na tych pokrywach od kubłów
A uśmiechnięty żebraczek zbiera na żarcie dla kundlów
To może tęgo zaboleć jeśli otworzysz powieki
Ale to szczerze pierdolę bo ten sen nie jest zbyt lekki
Imperium kurzu i monet jakichś wspomnień i przekmin
I jeszcze strzępy sumienia którego moc ktoś już przeżył
Chciałbym rodzić się co noc niczym z popiołu feniks
Pośród upadłych aniołów i apostołów tej ziemi
Bo czego bym nie uczynił to i tak nic nie zmieni
Dopóki lub niemoc nie zaleje nam źrenic
Jak penis liczę zyski i straty żeby osiągnąć cele
Wszystko chyba mi już starczy chociaż wiem że to nie wiele
To co dzieje się w głowie nie ma żadnego sensu
Jakbyś szybko tu nie pobiegł tam i tak stoję w miejscu stoję w miejscu
Czemu dziwisz się że wciąż otacza cię noc (czemu)
Przed świtem idziesz spać a wstajesz gdy zapada zmrok (hej)
Czemu dziwisz się że to co masz trudno docenić (czemu)
Wciąż patrząc pod światło nigdy nie dostrzeżesz cieni (nie)
Drzewa okrywa szara biel reklamówek i łopoczą radośnie na wietrze
Monopol stan zapomnienia ma tu największy szacunek
Pielgrzymi święcą go na jawie i we śnie
Tutaj gdzie dawno nonsens się przeobraził w żenadę
I nawet słowo „powaga" brzmi śmiesznie
Żeby przywitać się z mrokiem trzeba mieć sporą odwagę
Bo wtedy świt możesz odczuć boleśnie
Na co mi było spisywać te chwile
Nagle stałem się papieru więźniem
Na co tak głośno po cichu liczyłem
Że maznę sobie świat swoim pędzlem
Niech jasna cholera zabierze poezję
I jakiś szlag trafi cały ten liryzm
Pustka syfilis i jeszcze stos uzależnień
Bo tego żeście się dziś dorobili
Halo halo jesteś tam Ty ty
Na samym końcu obejrzysz się wstecz
I uświadomisz sobie co sobie uświadomisz
Że życie zamienia czas na wspomnienia