Ani żadnej rzeczy która jego jest is a song in Polish
Takich nocy jak ta były już tysiące
Ciała gorące splecone jak latorośle
Ze sobą rozpaleni jak śmiertelną chorobą
Nie żałują pocałunków między szyją a skronią
Najpierw w blasku świec widzieli swoje twarze
Tygodnie przed tą nocą snuli chmary wyobrażeń
O silnych dłoniach na jej sterczących sutkach
O smukłych palcach wędrujących po udach
A On piekląc się siedzi na swym tronie
W nienawiści tonie na cierpkim nieboskłonie
Zazdrosny jak gwoździe o krzyż patrzy na człowieka
Któremu miłość do Boga zastąpiła dziś kobieta
Wściekłość nabrzmiała niby ciała zakochanych
A On powstał jak huk setek głowic nuklearnych
Zabrzmiała gorycz zazdrosny o pożądanie
O żądzę i miłość ponad wszystko co się stanie
Argh
To targa nim zazdrość
Chciałby być ponadto ale nie może
Pościł przez dwa tysiące pierdolonych lat
Dziś w nocy będę grzeszył a Ty wybacz mi Boże
Argh
To targa nim zazdrość
Chciałby być ponadto ale nie może
Pościł przez dwa tysiące pierdolonych lat
Dziś w nocy będę grzeszył a Ty wybacz mi Boże
On wiedział czego chce ona chciała jeszcze bardziej
By rozlał się żywotem jak atrament po kartce
Zesztywniałe palce gdy odurzał się jej zapachem
Atmosferę grzechu będzie czuć tu nawet rankiem
Plecy miał pocięte przez jej długie paznokcie
Nawet Diabeł mu zazdrościł siedząc gdzieś na oknie
Tych ust co prosiły o jeszcze więcej przyjemności
Mefistofala zdawał się czerwienić od nagości
Tak próżnej że aż Stwórca spłynął z nieba
Byle tylko to zakończyć byle tylko pogrzebać
Uczucie którego nie zaznał bo zwykli śmiertlenicy
Wolą gdy emocje chwilę poprowadzą ich na smyczy
Miał klucze do każdego mieszkania i serca w świecie
Wszedł do pokoju przynosząc ze sobą jesień
A w dłoni dzierżył płód martwy od stuleci
By ta kurwa nigdy nie ujrzała swoich żywych dzieci
Argh
To targa nim zazdrość
Chciałby być ponadto ale nie może
Pościł przez dwa tysiące pierdolonych lat
Dziś w nocy będę grzeszył a Ty wybacz mi Boże
Argh
To targa nim zazdrość
Chciałby być ponadto ale nie może
Pościł przez dwa tysiące pierdolonych lat
Dziś w nocy będę grzeszył a Ty wybacz mi Boże
Pchnął kolanem w plecy gdy ona chciała mocniej
Wszedł w nią tak głęboko że aż poplamiła pościel
Nim kochanek zorientował się co się dzieje
Bóg już siedział na nich ona z bólu pieje
Wbił się szponami pod żebra i wyszarpał serce
By chciał tylko wierzyć i nie pragnął już więcej
Miłować tak bardzo tego co namacalne ziemskie
Rozorał mu organy wprowadzając w katapleksję
Odmienne stany świadomości teraz zajął się dziewczyną
Jak Quentin Tarantino urządził krwawe kino
Bił jej głową tak długo o żelazną poręcz łoża
Aż diabeł czarne oczy za skrzydłami schował
Patrzył na swoje dzieło i wiedział że to było dobre
Niegdyś Stwórca a dziś znów parał się mordem
A miłosierdzie czy ktoś o nim jeszcze pamięta
Zażynając zwierzęta co roku na święta
Parzej tej na łóżku paluszek po paluszku będę rwał
Nich znają słabość ich niedoskonałych ciał
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną
Będziesz mnie miłował choćby nadaremno
Parzej tej na łóżku paluszek po paluszku będę rwał
Nich znają słabość ich niedoskonałych ciał
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną
Będziesz mnie miłował choćby nadaremno