Wysublimowana Sztuka Oczyszczania Umysłów est une chanson en Polonais
Wiem że jestem na kursie kolizyjnym z banałem
Czerwony alert olać to nie przejmuję się wcale
Czy talent a może zwykły beznamiętny upór
Przeklęty kaznodzieja i rzecznik prasowy trupów
Bo po chuj mam się martwić zasadami i sloganem
Skoro za własne myślenie ma się zawsze przejebane
Osamotniony stanę gardzę kolektywem
I w dupę sobie wsadźcie każdą waszą dyrektywę
Bogate i krzykliwe ustawione marionetki
Człowiek uczy się na błędach a los nigdy nie jest lekki
No dalej weź mnie przeklnij i zarzucaj mi zdradę
Wymazałem swoją przeszłość wszystkim teraz jadę
I pluję jadem bo to nigdy nie ma końca
Puste tępe oczy zdechłe od nadmiaru słońca
Powiedz po co się wtrącasz ponoć masz swoje życie
Wiecznie w pizdę najebany niespełniony nauczyciel
Słowa mają pokrycie zachowanie odzwierciedla
Że wasze towarzystwo to jest epicentrum piekła
I tak larwa się wciekła pękła od nadmiaru gniewu
Ogólnopolski recital łabędziego śpiewu
No podejdź i zapytaj dlaczego ciągle szczekam
Na zapatrzenie w siebie nie wymyślono lekarstw
Leszcze czaicie przekaz Każdy znów się podpisze
Pod tym co go dotyczy a nigdy nie chciałby usłyszeć
Tej prawdy co kąsa niczym wściekły pasożyt
I dotyka z taką mocą jak okrutny palec boży
Ludzie są w większości chorzy tylko o tym nic nie wiedzą
Straszą umysłową biedą a wpychają nam placebo
Że sami się zawiedli światem w którym żyją
To nie ty tylko ja chodziłem z pochyloną szyją
I chuj na grób żmijom co wysysają energię
Wasza egzystencja tutaj to naprawdę niepotrzebne
Mnie już dawno nie ma żyję tylko w twoich żyłach
Jak wyrzut sumienia toksyna która cię zabija
Bo ciągle chcesz więcej a dostajesz takie baty
Że naprawdę bardzo ciężko będzie potem liczyć straty
Nie zmienisz już podejścia do własnej osoby
Zbiorowe samobójstwa i masowe groby
Rozpacz rodzin płacz patrz cała reszta
Nie wiedziałem że aż tak wybornie smakuje zemsta
Przyjdzie czas kiedy drzewa będą domem dla wisielców
Ucieczka w samobójstwo przed okrutną twarzą lęku
Więc lepiej nie dziękuj bo naprawdę wiesz niewiele
Jak wesz natrętna weź spierdalaj mam swoje cele
I ambicje wbijam w wasze wielkie wymagania
Jak chcesz zrobić coś co lubisz to przynajmniej się postaraj
I trzymaj się z dala bo chłopak na posyłki
Dosyć mocno się wkurwił i zamierza skopać tyłki
Sram na środowisko karierowiczów z fabryki
Tych z taśmowej produkcji chyba wolę zostać nikim
Niż ośmieszać się wiesz poniżać tak zapamiętale
Samego siebie nie szanuję kurwa wcale
Tych co są niewypałem bez swojej własnej wizji
Zapłacę każdą karę bo rana się zabliźni
I przynajmniej dzięki temu z sobą samym nie mam kosy
A najcudowniej krwawią dumnie zadarte nosy
Pociągnę za włosy i jebnę o ścianę
Sprofanowane zwłoki rozświetli poranek
Wypełzły robaki bo one mają instynkt
I honor dlatego nie zeżrą trucizny
Oklaski czy gwizdy czy to plus czy to minus
Prostacki dualizm bogobojnych skurwysynów
Od słów do czynów taa chora poezja
Nie szanuję twojej pozy więc może lepiej przestań
Ciągle tworzyć żałosne nowe kody dostępu
Pokręcone figury nabawiłem się wstrętu
Po raz wtóry i nie chcę patrzeć na to więcej
Za te bzdury dostaniesz tak jak TWA 800
No i w sumie to na tyle skończyłem kolejny rozdział
Mam swoje własne miejsce nigdy go nie oddam
Bo wkładam w to serce a może tylko udaję
Sam oceń artysta czy zakłamany grajek
Mnie już dawno nie ma żyję tylko w twoich żyłach
Jak wyrzut sumienia toksyna która Cię zabija
Bo ciągle chcesz więcej a dostajesz takie baty
Że naprawdę bardzo ciężko będzie potem liczyć straty
Nie zmienisz już podejścia do własnej osoby
Zbiorowe samobójstwa i masowe groby
Rozpacz rodzin płacz patrz cała reszta
Nie wiedziałem że aż tak wybornie smakuje zemsta