Miastokoloromania est une chanson en Polonais
Miasto nawet daltonistów uczy patrzeć na kolory
Uciekać przed niebieskim i gonić za zielonym
W mieście JP na murach wcale nie znaczy Jan Paweł
Od kiedy CHWDP już dawno zapomniane
Ludzie igrają z losem próbują Salto Mortales
Spinki do mankietów dobrane pod kolor kajdanek
Nawet nocą mrużysz oczy od wielkomiejskich świateł
Blado purpurowy blask dają czerwone latarnie
Białostocki Red Light District białoruskie dziwki
Na pustyni uczuć to oaza ludzkiej krzywdy
Nad ranem trapi bloki syndrom godziny szóstej
Prawo nie puka dwa razy drzwi otwiera butem
Szum klozetowej wody ostatnia poszlaka
Po majątkach dilerów spływających w ubikacjach
Zarób albo giń próbując się nachapać
Raport z miejsca zbrodni tak miasto mania
Chcę być przekonany święcie
Że ghetto nie jest miejscem
To stan umysłu nic więcej
To miasto zabiera tlen
Ja kocham i przeklinam je
Chcę być przekonany święcie
Że ghetto nie jest miejscem
To stan umysłu nic więcej
To miasto zabiera tlen
Ja kocham i przeklinam je
Szyby maluje mróz pierwowzory
Topią pierwsze słońca promienie bez których umiera miasta koloryt
Zapach pleśni wilgoć murów fabryk starych budynków
Niekiedy nie starcza sił by wspiąć się na szczyt Olimpu
Gwar miasta jak stare nagrania mijam białostockie ghetto
Sporo się zmieniło od czasów powstania
Echo ulic nierówny rytm koniunktury
Niektóre obrazy które maluje życie są w stanie znieczulić
O tym że ludzie odchodzą na zawsze
Przypomina co jakiś czas klepsydra na schodowej klatce
Miasto krezusów za dnia tętni tym rapem
Zasypia czasem jak małe dziecko w mieście świateł
Świt odkrywa na trawie szron
Nad skrzyżowaniem mruga żółte światło ze wszystkich czterech stron
Znów nie mogę zmrużyć oka wsłuchując się w stare nagrania
Od kilku lat jak rak zżera mnie miasto mania
Chcę być przekonany święcie
Że ghetto nie jest miejscem
To stan umysłu nic więcej
To miasto zabiera tlen
Ja kocham i przeklinam je
Chcę być przekonany święcie
Że ghetto nie jest miejscem
To stan umysłu nic więcej
To miasto zabiera tlen
Ja kocham i przeklinam je
Granatowe płótno oplata horyzonty zmierzchem
Chore powietrze oprowadza mnie po mieście
Dwudziesta trzecia dziesięć idę z kapturem na myślach
Świat się pod nim chowa parkowa ławka przystań
Jasna zieleń buch odległa chmura
Słuch skupiony na dźwiękach znów dosięgam do pióra
Tu raz poczerniał stary i znikł na szarym końcu
Trzydziestoletni synek usypia w mamijnym kojcu
Drugi wmawia ojcu nie wie nic o narkomani
W rzeczywistości płynie w białym pyle miasto manii
Na nich dwóch przypadł trzeci prawdziwy złoty dzieciak
Wrażliwy ale silny pamiętam co mi powiedział
Twórz bądź jak ten co narysuje serce
Łzę w oceanie cud obiecane miejsce
Ja chcę go słuchać bo kres nas dogania
Dwa zero jedenaście sprawdź mnie miasto mania
Aha ta kolory mienią się w swoich ledwo uchwytnych odcieniach
Przeobrażają się tlą i umykają
Jednak my jesteśmy tu po to żeby je złapać i utrwalić
Na bicie płótnie ścianie czy kartce
Nawet głos ma swoją barwę
I ta barwa namalowała tobie te wersy łap to
Chcę być przekonany święcie
Że ghetto nie jest miejscem
To stan umysłu nic więcej
To miasto zabiera tlen
Ja kocham i przeklinam je
Chcę być przekonany święcie
Że ghetto nie jest miejscem
To stan umysłu nic więcej
To miasto zabiera tlen
Ja kocham i przeklinam je