Historia Jakich Wiele is a song in Polish
To historia jakich wiele
Wśród mieszkańców tych podwórek
Miał kochającą matkę
Ojciec chlał i dbałby zostać w przyszłości żulem
Dużo starsza była siostra i za ojcem stała murem
Mimo iż w domu siał postrach
Wciąż pamięta jego postać gdy napierdalał mamę
Chciał Jej pomóc bał się dostać i nic zrobić nie był w stanie
Był zbyt młody lecz miał w planie gdy dorośnie
Ją obroni krzywdzić dalej nie pozwoli a od wódki będzie stronić
Brak kontroli nad tym wszystkim rozpierdolił to dzieciństwo
Nikt mu nie był wtedy bliski a rodzinę nisko cenił (cenił)
Chciał coś zmienić dokądś uciec
Słysząc nocą jak Ją tłucze zdolny lecz leniwy uczeń
Tak mijały dni tygodnie walczył z demonami nocy
Ojciec przez sen w niebo głosy darł się
Wtedy bał się nie rozumiał że
Istnieje wokół gdzieś świat bez przemocy
Modlił się o spokój egzystował jakby w transie
To historia jak wiele
Jakich wiele jest
To historia jak wiele (aha)
Matka odwiedzała szpital dla chorych nerwowo
W patologii wariowała
Stary nie pił lecz chwilowo
Gdy wracała będąc zdrowa
Miał namiastkę normalności
Tam gdzie alkohol i złości
Miłość niepotrzebnym chwastem
Na Wielkanoc i na gwiazdkę nie rozumiał tego fałszu
Tej na moment uprzejmości której wróżył szybki koniec
Koszmar wracał bez litości
Stary wracał najebany bo z kumplami
Gdzieś po pracy ruszył w tany
„Co to znaczy" myślał chłopiec
Który zwykł dorastać w bólu
Bo potrzebny był mu ojciec
A nie skurwiel bez skrupułów
Prawdy dociec wciąż próbował
Już nie chował swej urazy
Często marzył o rodzinie sen swój wizualizował
Lecz nie widząc już w tym sensu
Gdy był starszy i silniejszy stanął z nim twarzą w twarz
Wiedząc iż to nie wystarczy głuchy wrzask
Wrócił z tarczą lecz gdy później spojrzał w lustro
Już zrozumiał że wpadł w potrzask
I nie dojrzał w sobie chłopca
To historia jak wiele
Jakich wiele jest
To historia jak wiele (aha)
Nie zmieniło to zbyt wiele
Wszystko zmierzało ku klęsce
Choć wziął sprawy w swoje ręce
Stary nadal był skurwielem
Mamie pękło na wpół serce
Próbowała skończyć z sobą
Chłopak płacząc Ją ratował
Płucząc jej żołądek wodą bo
Połknęła leki garścią
Lecz nie pozwolił jej usnąć
Czuwał przy niej wciąż się martwiąc
Aby życie z Niej nie uszło
Lecz tym razem się udało
I kolejnym dużo później
Lecz za trzecim życia gałąź pękła jakby była próchnem
Wciąż pamięta ciemną kuchnię siedzącego ojca
I jego słowa że odeszła jakby pionka z planszy strącał
I nie wierząc w to do końca
Chłopak wybiegł z domu z trzaskiem
Już nie było jego słońca
Ona była jego blaskiem
Kiedy żyła było jaśniej
Nawet w tych ponurych ścianach
W których dramat się rozgrywał
Stary umarł gdzieś w łachmanach
Chłopak nie rozpamiętywał
Żyje siostra czy szczęśliwa
On od narodzin dorosły
Wciąż buduje nowy mosty Synu
Wciąż buduje nowe mosty Synu
Jakich wiele jest
To historia jak wiele (aha)